Nie mogę się przełamać.

Słucham epickiej muzyki. Snuję niezwykłe plany reformy i redefinicji ludzkości. Pragnę stworzyć nową filozofię i nowy świat, w którym hedonizm, słabość i zepsucie zostanie pokonane. Nadal jednak nie mogę dokonać pierwszego kroku. Pokonania zepsutego siebie. Redefinicji tego czym jestem.


WTF is wrong with you People?

Innych ludzi bardzo łatwo przychodzi mi krytykować. Bardzo szybko umiem wytknąć ich błędy, skrytykować ich sposób myślenia, wyśmiać głupstwa i słabości... Na wielu ludzi potrafię po prostu patrzeć z przekonaniem że jestem lepszy od nich. Widzę że popełniają idiotyczne błędy które ja widzę wyrażnie. A gdy coś mnie ktnie i go wytknę, są przekani że to oni mają rację i tkwią dalej w błedzie. Mam też wiele pomysłów które moim zdaniem byłby dobre gdyby wcielić je w życie.
I tak żyję w przekonaniu że to ja muszę naprawić ten świat. Przecież on jest całkiem zjebany!

Dlaczego nie mogę się ruszyć?

 

Mam doskonałe plany, tony kreatywnych pomysłów. Setki innowacyjnych idei na minutę. Dlaczego nie chcę ich nie realizuję? Co mnie powstrzymuje przed podzieleniem się ze światem moimi pomysłami i tworzeniem dzięki nim nowego lepszego jutra? Ten świat zdecydowanie nie jest miejscem w którym chcę żyć. Jest brudny, pozbawiony radości i pełen różnorodnych nowotworów.
Chcę go zburzyć, roszarpać ostrzem tych co go tworzą, i zbudować na nowo.

Niestety cały czas coś wewnątrz mnie coś jest tłumione. Za każdym razem gdy pojawia się kolejny rewelacyjny pomysł gdzieś umyka. Po chwili natchnienia, i wiary to wszystko się ulatnia.
Ot tak kilka chwil jestem szaleńcem z nową ideą która mogłaby zbawić ludzkość. Niestety zwykle znikają równie szybko co się pojawiają. W takich chwilach czuję się jakby diabeł się ze mną drażnił, pokazywał mi kawałek nadziei który zabiera mi sprzed nosa. Chyba nie muszę mówić o tym jakie do podłe skurwysyństwo.

Więc to tak?

Wychodzi na to że jestem kolejną osobą z której śmieje się szatan. Zabawką której pobudzony mózg powoduje fajną reakcję, ale która szybko zanika zanim zdąży się znudzić. Dlaczego nie mogę naprawdę chcieć? Czy może nie chcę chcieć? Dlaczego to co czuję musi opisywać taki pieprzony bełkot? Dlaczego nie mogę tak jak inni, opisać prostymi słowami: Tak chcę to zmienić, i to zmienię!
Twięrdzę że naprawdę przydałbymi się ktoś kto by mnie wkurzył, był takim arcywrogiem. takim co wyśmiewa moje działania, a ja bym mówił: Ty skurwysynu! Jeszcze ci pokażę, że nie jesteś niczym lepszym od reszty ludzkiego, plugawego gatunku! Albo po prostu zakochać się w kimś kto mi namiesza tak w głowie, że zacznę realizować to co dotychczas działo się wyłącznie w mojej czaszce. Chciałbym po prostu mieć jakikolwiek implus który na zawsze wyrwie mnie z tego przeklętego impasu.  Nawet gdyby musiał by się wydarzyć jakiś tragiczny wypadek.
Mam nadzieję że za kilka lat spojrzę na ten tekst z zażenowaniem, że byłem taki słaby.
Dobranoc.

Komentarze

Popularne posty