Recenzja Gry - The Saboteur

Chyba w końcu mam podręcznikową definicję mieszanych uczuć. Z jednej strony to gra momentami dająca naprawdę masę frajdy, ale z drugiej ma masę parę baboli, które irytowały i poważnych problemów. Przedstawiam wam grę z 2009 o której już nie pamięta prawie nikt.

Stylistyka okładki nie oddaje jej stylu graficznego, choć pasuje do klimatu

Prowadzę kabaret, piję whisky...

...a raczej chlejemy w kabarecie w którym ukrywamy się. Ale po kolei.
The Saboteur jest grą którą współcześnie zwykło nazywać się Sandboxem z akcją osadzoną we Francji okupowanej przez Nazistowskie Niemcy.  Zaś naszym protagonistą jest  Sean Devin z którym poznajemy się we wspominanym kabarecie, podczas zapijania smutków. I tradycyjnie jak to w rebelianckiej opowiastce bywa, przybywa Luc który proponuje nam odrobinę nieco bardziej wystrzałowej rozrywki. Po pierwszej wysadzonej stacji benzynowej, odkrywamy swoje powołanie jakim jest niszczenie w mieście wszelkich przejawów niemieckiej bytności.

Fabuła by być szczerym była na tyle bez jaj że prawie od razu po usunięciu gry z połowę nazwisk i wydarzeń zapomniałem, nie mniej stara się utrzymać rebeliancko-szpiegowski klimat. De facto jedyną godną zapamiętania postacią jest sam protagonista. Devin jest dosyć prostolinijny, i brutalny ale przez to jest "jakiś". Da się go jakkolwiek polubić i zrozumieć to co ma w głowie i przechodzi niewielki ale jednak rozwój charakteru.

Gra ta jednak nie stoi fabułą, ale klimatem. A klimat jest tutaj trafiony w dziewiątkę. Zaczynając w przygodę w czarno-białym mieście gdzie jedynym kolorem jest czerwień swastyk i mdłe żółte światło staramy się przegnać chmury i przywrócić światu słońce i kolory. Do tego mamy masę industrialnych niemieckich konstrukcji, pysznie przerysowanych nazistów, fury z gestapo z doczepionymi karabinami maszynowymi, Szwadrony śmierci wyglądający jak naziści z Hellsinga...
Po prostu mimo tego całego kiczu, łykasz to wszystko wiadrami i domagasz się więcej.

Oceny liczbowe są durne

I to jest ten typ gry, której po prostu nie da się rzetelnie ocenić cyferką. Gra jest cholernie nierówna.
O ile gdy podkładanie bomb pod czołgi i wierze snajperskie daje masę radochy, parę razy łapałem się na tym, że gdzieś widziałem gniazdo snajperskie, i po prostu mnie świerzbiło by podłożyć bombę. A potem i jeszcze jedną i jeszcze... I zwykle to trwało tak długo aż nie wywołałem alarmu. Zrobienie rozróby w stylu GTA tutaj jest jeszcze przyjemniejsze. Bowiem dostajemy z czasem możliwość wezwania wsparcia z ruchu oporu, coraz potężniejsze bronie i sam fakt że nie strzelamy do policji a do pieprzonych nazistów! Powiem że w moim przypadku niemal każde porwanie pojazdu pancernego kończyło się najwyższym poziomem alarmu, i kończyło się ucieczką na wieś gdzie znajdowały się jedyne aktywne kryjówki. 

Co do pojazdów, szały nie ma, naliczyłem jakieś 20 rodzajów, i różnią się od siebie głównie prędkością. Na szczęście sam model nie jest strasznie zły. Autka mają masę, zachowują się sensownie, nie ślizgają się za bardzo a da się na tyle precyzyjnie sterować by w pełnym pędzie potrącić grupkę nazistów i czmychnąć zanim koledzy zauważą ucieczkę z miejsca wypadku.

Niestety gra ma poważny problem, którym jest system skradania. Niestety jest naprawdę nędznie, mamy mało opcji, broni dostosowanej do składankowego stylu czy też funkcji które moim zdaniem są niezbędne. Nie raz czy dwa zirytował mnie brak możliwości przenoszenia ciał, czy też brak możliwości szybkiego wznowienia gry od punktu kontrolnego. Najgorszy jest jednak mechanizm dostrzegania przeciwników. Czasami idzie ich elegancko wyminąć, czasami wystrzelać ale zazwyczaj potrafią się zjawić z niewiadomokąd i wywołać alarm.
Fakt, jestem lamerem skradankowym, ale często czułem że całość systemu nie była wobec mnie uczciwa.

Skoro mowa o rzeczach zepsutych, bugów nie ma aż tak dużo. Ale jak już się zjawiały to były błędami grubego kalibru. Latający naziści kilka razy skaszanili mi próby cichego podejścia do danej misji, wywołując alarm i konieczność zdobycia broni. Gdy otworzyłem mapę. okazało się że była zupełnie zgliczowana i niemal nieprzydatna zmuszając mnie do szukania sklepów z bronią i garaży na pałę. Ten kto znalazł otwarty czołg, i nie mógł go ukryć zrozumie mój ból. Bywały też  naprawdę fustrujące glicze, które sprawiały że misje były nie do przejścia a i zmuszały do restartu. I parę razy gra zawiesiła się, wymuszając ubicie procesu. Gra wydana osiem lat temu, a mimo to dalej posiadająca poważne i niezałatane błędy. Brawo EA...

Podsumowanie

Jeśli masz nudny wieczór, masz wykupiony Origin Access, i nie wiesz w co pograć to moim zdaniem jest to gra w sam raz. Wyzwalanie Paryża potrafi wciągnąć, i pozwala ona zrobić parę epickich akcji.
Ale zdecydowanie to nie jest gra na długo. Ukończenie wszystkich misji powinno zająć około 10 godzin, a wysadzanie nazistowskich instalacji potrafi w końcu znudzić. 
Nie jest to jednak gra dla której warto by było kupować Origin Access,  w samej usłudze mimo wszystko są ciekawsze gry. Ale o nich napiszę innym razem.

Komentarze

Popularne posty