Overhype, czyli dlaczego pozostanę przy Paladins.

Wpisu nie robiłem od wieków, bo tak naprawdę mało ostatnio czytam i oglądam. Pod kopułą ostatnio jest nieco lepiej, za co dziękuję paru psycholom na #taktyczna-sekta. ;-)

Przechodząc już do tematu, ci co mieli cierpliwość mnie słuchać zauważyli że przy rozmowie ze mną regularnie powtarzał się temat Paladynów. Delikatnie mówiąc, ta gra mnie zauroczyła i zjadła mi sporo życia. Mimo bycia określaną jako "poor man's Overwatch" gra mi zjadła więcej życia niż Hawken i wiele wskazuje na to, że romans z grą będzie trwał jeszcze długo.

Będąc zachwycony Paladins, za sprawą darmowego weekendu miałem szansę nieco pograć w grę z którą jest porównywana. Tak jest, grałem nieco w Overwatch'a. No i... Porównanie tych tytułów było dla mnie dosyć zaskakujące. Ale najpierw wypunktuję różnice między grami.
Chyba wiem którą grę wybierze Kreton...

Wybieramy

Ok, obie gry są tzw. "Hero Shooterami" i witają nas podobnym samouczkiem który wyjaśnia nam podstawy sterowania i mechaniki gry. Nawet w Tutorialu postacie które otrzymujemy posiadają zbliżone role. Potem jednak różnice robią się coraz bardziej widoczne.

Najpierw zerknijmy na wybór postaci, w Paladins postać wybieramy przed rozpoczęciem meczu i nie możemy już w trakcie niego jej zmieniać. Może to irytować, ale jest to uzasadnione systemem ulepszeń. Ten pozwala nam kupić w zamian za zdobywane w czasie gry kredyty ulepszenia które pozwalają nam albo zamaskować słabości danej postaci, albo osłabić mocne strony przeciwnika. W Overwatch nie mamy systemu ulepszeń, co umożliwia zmianę postaci po każdym respawnie. Jedyną karą jest to że po każdej zmianie musimy ładować Superzdolności od zera.

Co do postaci, Overwatch oferuje 23 bohaterów co jest liczbą nielichą, zwłaszcza że każdy oferuje inny styl rozgrywki. Paladins prezentuje 19 czempionów, wygląda to skromniej ale zróżnicowanie w działaniu i rolach jest mniej więcej podobne. Do tego Paladyni oferują system kart, które pozwalają dopasować danego czempiona pod nasz styl rozgrywki.  Za pomocą kart można zwiększyć magazynki, zmniejszyć czas odnawiania zdolności lub otrzymywać bonusy do obrażeń za fragowanie. To pozwala na pewne kombinacje, i uczynienie niegrywalnych dla nas czempionów znośnymi.

Gramy!

Od strony rozgrywki sama podstawa, czyli strzelanie są podobne. Obie gry mają bardzo duże hitboxy, Ale w Paladins zdają się być gorzej dopasowane do modeli. Ale poza tym, gra nie miała nigdy problemów z detekcją kolizji.W Overwatch'u odczucia były odwrotne, generalnie hitboxy są dobrze dopasowane, ale kilka razy trafiły mi się zgubione trafienia. Zwłaszcza bolesne gdy to feralne pudło jest ostatnim przed naszą śmiercią.

Za ułamek sekundy ta dwójka zniknie!


Co do sterowania, ten aspekt jest lepiej zrealizowany w Overwatch'u. Na tyle że w Paladynów nie gram na domyślnych klawiszach tylko zbindowałem sobie układ w taki sposób by uzyskać podobne sterowanie. Aż wydaje mi się, że twórcy gry pierwotnie chcieli użyć podobnego sterowania, tylko bali się pozwu od Zamieci.

Zapomniałem też wspomnieć o zbilansowaniu superzdolności. W Paladins są to umiejętności które mogą sporo namieszać, ale nigdy nie gwarantują dużego MultiKilla. Nawet Bomba Skye która jest zdecydowanie najpotężniejszym Ultem ma wadę w postaci opóźnionej o kilka sekund eksplozji co daje czas na schowanie się za osłoną lub ucieczkę. Do tego na każdą superzdolność są kontry i taktyki przeciw nim. Nie znaczy że są bezużyteczne. Po prostu by z nich dobrze skorzystać trzeba współpracować z drużyną.

Zaś superzdolności w Overwatch to inna para kaloszy. Są cholernie potężne, i w zasadzie każde ich odpalenie kończy się przynajmniej dwójką zabitych. Z jednej strony użycie takiej zdolności do samodzielnego wykończenia całej drużyny daje radochę, ale z drugiej strony danie niemal każdej postaci zdolności do wykończenia bez wysiłku niemal całej drużyny moim zdaniem trochę psuje drużynowy charakter gry.

Wygrywamy!

Czasami wygranie wyrównanego meczu jest nagrodą samą w sobie, ale obie gry lubią dać jeszcze parę miłych rzeczy dla graczy.

Overwatch ma patent zbierania skrzynek  otrzymywanych za kolejne poziomy doświadczenia. Punkty zbieramy w zamian za wygrywane mecze. Zaś nagroda jest czysto losowa, ale wyłącznie kosmetyczna. Może się trafić tak, że wypadną nam dwie legendarne skórki pod rząd, a czasami mogą być serie chłamu. Dla nieszczęśliwych czasami wypadają waluta, za które można kupić upragnione skórki czy pozy.


My Evie is 20% Cooler Than Mei.

Paladins także korzysta z tego patentu, dorzucając jeszcze nagrodę w postaci złota zdobytego za wygrany mecz.  Za złoto możemy kupić karty, którymi możemy personalizować styl gry i kosmetyczne skórki. Oczywiście nie wszystkie, bowiem te najładniejsze są dostępne za kupowane za prawdziwą walutę kryształy. Ze skrzynek wypadają karty, złoto i akcesoria kosmetyczne.
Ciekawym patentem jest też fakt, że w Paladins nie tylko zdobywamy poziomy doświadczenia ogólne, ale też dla poszczególnych postaci. Kolejne poziomy są nagradzane sporymi ilościami złota.

A teraz trochę marudzenia

By być sprawiedliwym, najpierw dostanie się trochę Paladynom. Przede wszystkim brakuje możliwości opuszczenia meczu bez zostawiania swojej drużyny na pastwę losu. Czasami trafa się sytuacja w której jesteś lokomotywą drużyny, ale sprawy świata rzeczywistego o sobie przypominają... Czasami przerwa może słono kosztować. A wyjście z gry w trakcie trwającego meczu skutkuje banem na pół godziny. Mało przyjemne.

Zaś Overwatch, ma dalej syndrom półproduktu mimo że gra jest już kawał czasu na rynku i to za ciężkie pieniądze. To jest największy zarzut który może się zmienić, ale jest nie do zignorowania. Innym istotnym zarzutem jest... Społeczność. Nie wiem czy to ja mam takie niewiarygodne szczęście, ale gracze OV wydają się być mniej skłonni do współpracy i bardziej wybuchowi. Parę razy trafili się Greeferzy (bądź przeklęta Mei!) i gracze którzy swoim zachowaniem byli nieznośni. Narzekanie na innych graczy też było plagą, co też bolało. Zwłaszcza gdy robisz co tylko możesz.

Do tego wkurzający jest... System apteczek! Ta różnica może i jest subtelna, ale zmienia mocno dynamikę gry. W Paladins, by zregenerować siły, musimy opuścić pole bitwy i chwilę poczekać. Po chwili zdrowie zaczyna się regenerować, co sprawdza się całkiem nieźle i pozwala wprawnemu graczowi utrzymać dobrą przeżywalność. Apteczki natomiast są rozwiązaniem nieprzewidywalnym. Czasami uratuje ci tyłek, a czasami ktoś ci gwizdnie przed nosem, a innym razem zostaniesz złapany przez przeciwnika ze spuszczonymi spodniami. Not Cool.

A morałem tej bajki jest:

Są gusta i guściki. Jedyni wolą szynkę, inni ser pleśniowy. Samemu jestem zaskoczony, ale łatwiej mi znaleźć to czego szukam w darmowych paladynach. A przed premierą  Overwatch'a jarałem się nim jak norweskie kościoły...
W sumie fakt że lubię cebulę to nic złego, prawda?

Komentarze

  1. //Chyba wiem którą grę wybierze Kreton...

    Kreton wybierze Elinki. Słodkie, małe, słodkie... Zabójcze... No i słodkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z podobnego powodu gram w Paladynach głównie Evie. Ładna dziewczynka z lodowymi mocami, i charkaterkiem a'la Harley Quinn. Idealna do molestowania wrogiej drużyny.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty